Kokon.
Naturalny cykl ekspansji i zwracania się do wnętrza, umierania do siebie.
Nie ma narodzin bez śmierci i każda śmierć jest narodzinami. Żywa zieleń liścia może ssać życiodajne soki z drzewa, które uprzednio spało przez całą noc zimy. I dzień musi się kiedyś schylić, i liść musi kiedyś zżółknąć i skurczyć się w sobie. I tak samo my czasami żółkniemy i opadamy z siebie, po to żeby sen w naszym kokonie obudził nas na nowo.
Zasypiająca poczwarka nie budzi się świeżą poczwarką. Umierając do siebie, budzi się jako nowy motyl z wiosną. I te metaforyczne liście, które z nas opadają są tym wszystkim co stwarza w nas nowe miejsce, nową przestrzeń, nową świeżość. Słowa te są zaproszeniem do uszanowania tych cyklów, do zobaczenia w nich naturalnych katalizatorów zmiany i transformacji. Często faworyzujemy jedną stronę tej monety życia i śmierci. I tylko wtedy możemy doświadczać albo depresji, albo braku tchu, kiedy wypalając się nie nabieramy nowej wody życia, odmawiając sobie snu, odmawiając sobie zagłębienia się w naszej wewnętrznej jaskini.
Depresja jest odmową pełnego poddania się śmierci. Być może jest tak dla tego, że postrzegamy śmierć jako jakiś koniec, i nie widzimy śmierci jako bramy do czegoś nowego i zupełnie świeżego. Przywykliśmy do bycia poczwarką tak mocno, że boimy się umrzeć do piękna motyla. Trwamy w tym zawieszeniu ze strachu przed dynamizmem naszej duszy, która jest wiecznym świadkiem migotania na przemian światła życia, i mroku śmierci. I to wszystko, zarówno światło nowego, jak i “mrok” (z braku lepszego słowa) tego co odchodzi – zamyka się w jednej klamrze Życia. “Ciemność” jest zapowiedzią światła na końcu, a światło zwiastuje też ciemność. I to wszystko również zamyka się w klamrze jednego Światła, zawierającego w sobie te dopełniające się przeciwieństwa.
To właśnie dlatego, że śmierć jest Życiem, a ciemność jest Światłem możemy znaleźć ulgę w poddaniu się śmierci, zamiast uciekać przed nią, odmawiając sobie w rzeczywistości właśnie – życia.
Każde odejście, czy jest to chwilowe odejście naszej inspiracji, twórczej energii, radości, a nawet zawitanie w nas żalu i smutku kiedy coś, albo ktoś odchodzi z pałacu naszego życia – jest jednocześnie przywitaniem w nas absolutnie nowej przestrzeni. Dotychczas przestrzeń ta była czymś wypełniona, teraz, wydaje się być pusta. Czy ona na prawdę jest pusta? To jest pytanie tego tekstu, tych słów do Ciebie. Czy śmierć jest tylko śmiercią? Czy odejście czegoś zostawia nas jedynie z pustką? Spójrz razem ze mną uważniej na to miejsce wydające się być ziejącą, chłodną pustką. Być może czujesz jedynie chłód właśnie dla tego, że odmawiasz pełnego spojrzenia na tą nową przestrzeń w sobie. Być może “chłód” jest Twoim brakiem gotowości na zmierzenie się ze swoją samotnością, z głębią swojego spokoju, z pięknem które odsłania się w Tobie, kiedy Twoje serce zrzuca z siebie rdzawe liście przywiązania?
Pozwól im opadać.
Nie, nie proszę o chłodne zdystansowanie. Nie proszę o bycie nieprzywiązanym. Nie próbujemy tutaj podchodzić do siebie w “sprytny” sposób. Nie uciekamy tutaj od niczego.
Pozwól Twojemu żalowi i smutkowi być wiatrem, który strąci to wszystko za Ciebie. Wiem, to boli. Nie zmieniaj tego. Niech ból będzie tym gorzkim lekarstwem dla ciężkiego serca. Niech ból Cię zniszczy. Pozwól sobie na tą śmierć. Nie stawiaj jednego kroku ku bólowi, a jednego kroku wstecz, próbując odwracać się od bólu. Niech ból Cię pochłonie całą, całego. To jest Twój kokon smutku, który kołysze w Tobie majestat wolnego motyla. Twoje serce jest zawsze wolne. To bardzo normalne, że do czegoś się przywiązuje, ale ono na zawsze jest wolne. Pozwól, niech liście opadają…
Radość jest wiosną i latem, poprzedzona wieczorem jesieni i nocą zimy. Możemy próbować schwytać słońce, zapraszając je do naszego domu, chcąc zamknąć je w tej klatce, żeby już na zawsze dla nas świeciło. Możesz próbować tak mocno jak chcesz, ale słońce ma swoje plany. Nie, to nie znaczy że słońce nie chce świecić dla Ciebie, to znaczy że czasami potrzebujemy też chłodu i ciemności nocy. To wszystko jest Dniem naszego Życia. I ten Dzień nie posiadający przeciwieństwa nocy jest tym wiecznym umieraniem i naradzaniem się, bez końca. To jest Dzień naszej Duszy w którym słońce istnienia płonie wiecznie. I to jest wizja i kochające oko naszego Ducha, które widzi i radość i smutek jako piękno przemijających kolorów na ścieżce niekończącego się wzrostu i ewolucji. Duch widzi jedynie ekspansje, w cyklach które mogą się dla naszego ograniczonego spojrzenia wydawać czymś przeciwnym, a nawet oceniamy je jako stagnację. To jest zaproszenie do zbliżenia się do tej szerszej wizji, która ujmuje wszystko w klamrę Życia.
Umieranie jest ekstazą.
Ekstaza to bardzo, bardzo szerokie pojęcie.
Kocham Cię. Twój smutek jest piękny tak samo jak Twoje serce.