Życie tylko udaje prozę.
Oczy, które otwarte są jedynie do połowy nie mogą dostrzec tego, co wprawia wszystko w ruch. A kiedy widzą one jedynie ruch, zapominają o sile która pisze scenariusz tego życia. Zapominają o Wielkim Zamyśle, zamykając się w swoich małych myślach. Myślą o wszystkim w kategoriach prozy. I wówczas, kiedy odcinają się od siły która stwarza wszechświaty, zmuszeni są sami troszczyć się o siebie, czując się osamotnieni, wyłączeni z matczynego biegu rzeki życia.
Życie jest dla nich już tylko prozą. Przyjmują to założenie już niemal za pewnik, nie zwracając już nawet uwagi na tęsknotę za czymś innym. Uważają że poezja jest zarezerwowana na jakiś szczególny moment, na który mogą jedynie czekać, być może marząc o niej jedynie okazjonalnie. Są zmęczeni sobą, zmęczeni swoimi założeniami, zmęczeni swoją wiedzą. Lecz nawet zmęczenie zbywają z pola swojej uwagi, uważając je za niebezpieczne, nieprzewidywalne, chaotyczne. Wolą ciężar znajomych struktur, wolą myśleć że wiedzą już kim są, wolą zdefiniować sobie całe życie niż otworzyć szerzej swoje oczy, budząc się do rzeczywistości nieznanego, wiecznej tajemnicy prawdziwego życia, które nic o sobie nie wie, a jednak jest inteligencją samą w sobie.
Poezja jest przestrzenią. Jest nagim, otwartym sercem, gotowym na powitanie wszystkiego. Serce nie boi się być spustoszone. Serce nie boi się ani łez, ani radości. Serce nie boi się odejścia. Serce nie boi się zmiany.
A kiedy zmiana puka nieoczekiwanie do drzwi naszego domu, pustosząc nasze mieszkanie, targając i przeszywając nasze serce na wylot – jest jak wiatr który zabiera ze sobą kolejne mury naszego więzienia, burząc nasz domek z kart, wyzwalając nas, zwracając nam na nowo wolność, która jest otwartą przestrzenią. Serce nigdy nie negocjuje z wiatrem. Serce jest otwartą przestrzenią dla wiatru.
Życie tylko wydaje się być prozą, kiedy z całych sił zamykamy nasze okna i ryglujemy bramę naszego zamku, chowają się za jego grubymi murami przed powiewem zmiany. Budujemy sobie wówczas kamienną celę z naszych definicji, chcąc uchronić się przed życiem, kiedy myślimy że nie możemy mu zaufać, kiedy wierzymy że przed życiem musimy się chronić, zamiast – żyć.
Zmiana nie zawsze jest taka oczywista jak czyjaś śmierć, albo nagła zmiana okoliczności. Zmiana jest rownież tak podniosła i tak niepozorna jak każda chwila. Każdy moment jest zmianą. Każdy moment jest żywy. Każdy moment jest zmianą.
Być może życie tylko udaje prozę, kiedy sami ją piszemy w naszych martwych wyobrażeniach. Być może umieramy w naszym duchu właśnie dlatego, że boimy się śmierci. Śmierci, która jest wieczną zmianą, śmierci, która jest życiem.
Wyzwolenie jest ciągłym umieraniem dla tego wszystkiego, co przyjmiemy za pewnik. Każde założenie zamyka nasze serce. Każde przekonanie jest ciężarem, który sprawia że zapominamy o spełnieniu, które nie ma formy, a jest otwartością samą w sobie.
Piszę te słowa z wdzięcznością za dar, który podarowało mi życie, którym było pożegnanie z bliską mi osobą. Czasem piękno przestaje być takie oczywiste kiedy wydaje się, jakby można było na nie spojrzeć w każdej chwili. Świadomość tego, że każde spotkanie jest chwilowe przypomina o tym, co głębiej jest wieczne. Dlatego pod łzami żalu rozstania płonie radość pamiętania o tym wiecznym spotkaniu, które nigdy nie miało początku. Każde rozstanie z tym co z natury jest przemijalne kieruje uwagę na to, co wieczne. Moje łzy były radością. Mój ból był dla mnie ulgą. Możemy powiedzieć do siebie “bywaj”, lecz nasza dusza pozostaje zawsze milcząca, nie znając żadnego rozstania.
Oko poezji jest otwarte w sercu lekkim od ciężaru założeń. Jak często definiujemy sobie jakąś sytuację albo spotkanie z kimś z góry, będąc tak mocno o czymś przekonani, że nie ma w nas nawet odrobiny miejsca na refleksje, automatycznie zakładając z góry tak wiele rzeczy? Kiedy spotykamy się ze sobą, to czy widzimy w sobie żywą tajemnice przebraną jako nasze ciała, czy też widzimy kogoś, kogo “znamy”? Ile życia, ile szczerości, ile piękna może zaistnieć w naszym spotkaniu kiedy oboje myślimy coś na swój własny temat, na temat kogoś, widząc siebie w kontekście jakiejś sytuacji, którą z góry, nieświadomie definiujemy sobie w jakiś sposób? Jeśli tak wiele wiemy, to jak wiele pozostaje w nas miejsca na świeże odkrycie? I kiedy nie ma w nas przestrzeni, kiedy wypełniamy ją naszymi sztywnymi przekonaniami, to uzyskujemy też potwierdzenie tego, że faktycznie niewiele już jest do odkrycia. Zamykamy się wtedy jeszcze mocniej w naszych martwych światach. Zamykamy nasze oko.
Jeśli coś nie jest tajemnicą, to jest ciężarem. Jeśli nie widzę tajemnicy we wszystkim, to znaczy że jestem zamknięty w jakiejś klatce. Jeśli gdzieś w tle nie ma we mnie zawsze cichego zachwytu, to jest to tak, jakbym nie żył, umierając w więzieniu moich własnych myśli.
Używam podniosłych słów, jednak to o czym teraz piszę jest bardzo intymne, bardzo bliskie, bardzo spokojne. Nawet kiedy czasem dzięki łasce życia jest ekstatyczne, to nadal pozostaje wybuchem spokoju.
Uśmiech.
Ach, Ty!