To wyzwalające zrozumieć, że nikt nigdy w pełni cię nie zrozumie. I nie zawsze musi to być łatwe, aby świadomość tego była wyzwalająca. Jesteśmy samotni w naszej najgłębszej intymności ze sobą, którą możemy dzielić wspólnie z kimś, jednak tylko do jakiegoś stopnia, w jakimś przybliżeniu, lecz nigdy nie do samego końca, do samego dna. Ostatecznie jesteśmy samotni w naszym doświadczeniu.
To wyzwalające zobaczyć swoją wieczną samotność dlatego, że prawdziwie spojrzeć na nią, prawdziwie się ku niej zwrócić oznacza wyzwolić się od nalegania tego, aby być zrozumianym przez kogoś. Możemy naturalnie chcieć być zrozumiani, jednak ciężar *nalegania* wypala się w nas sam z siebie, kiedy dotykamy tej świadomości. To wyzwalające zobaczyć, że źródło najgłębszej miłości nie znajduje się na zewnątrz, w kimś, ale to my sami nim jesteśmy.
Łaską życia jest to święte zawiedzenie, które jest wiecznym zaproszeniem raz po raz, raz po raz – ku sobie.
Nie jest to zawiedzenie, które tym razem doświadcza siebie po przeciwnym biegunie nalegania na czyjąś obecność, która wydaje się obiecywać naszą pełnię, nie jest to naleganie tym razem na samotność i trzymanie się jej, ale ponad obiema końcami tych samych poszukiwań znajduje się nasza prawdziwa samotność, która nie ma potrzeby być dosłownie samotna, ani też nie szuka na siłę spełnienia w kimś.
Jest to lekkość w nas, która raz odkryta – okazuje się być cenniejsza od każdego, nawet najpiękniejszego spotkania. Nie możemy na prawdę wejść do komnaty serca naszego istnienia, jeśli próbujemy stanąć w niej poprzez czyjąś obecność.Drzwi do niej może otworzyć jedynie nasza własna samotność, która tylko sama jedna może zmieścić się w ciasnym przejściu. I kiedy już raz się w niej znajdziemy i na prawdę się w niej w pełni zadomowimy, to już nigdy nie odnajdziemy cenniejszej i piękniejszej przestrzeni. I odkrywamy wówczas, że jedynie ta przestrzeń może kogoś prawdziwie ugościć. Jedynie zakochując się w swojej własnej samotności możemy prawdziwie cieszyć się czyjąś obecnością i obdarzać miłością kogoś, kiedy samotność zdejmuje z nas cień lęku przed osamotnieniem.
Każde spotkanie, każda chwila bliskości z kimś jest tym samym, jednym przypomnieniem – to ty pierwszy jesteś dla siebie przyjacielem i kochankiem. I czy zgadzasz się z tym w swoim sercu czy nie, to każde spotkanie przypomina ci niezmiennie o tym. Cierpisz z osamotnienia i jest ci przykro kiedy wydajesz się czuć niezrozumiany jedynie dlatego, że możesz uparcie twierdzić że jest inaczej, że twoja własna obecność jest mniej atrakcyjna od czyjejś. I możesz cierpieć nadal, kiedy się z kimś żegnasz na płaszczyźnie zrozumienia, albo dosłownie rozstajesz się z kimś, jednak nie będzie to ból który przeszywa całe twoje istnienie aż do szpiku twojego ducha, ale być może bolesne ukłucie.
I nawet jeśli nie zgadzasz się z tymi słowami, to na jakimś poziomie czujesz to jako ulgę, nawet jeśli nie jesteś jej świadom. To jest to samo zaproszenie, które przynosi ci życie, a które w tym momencie ubrało się jako te słowa.
Spotkanie nie zaczyna się od kogoś, ani nie kończy się z brakiem czyjejś obecności, ale to ty sam jesteś wiecznym spotkaniem ze sobą.
Głębiej, na dnie naszego istnienia znajduje się tylko jedno Spotkanie, które nie zna spotkania z kimś, ale doświadcza siebie jako jedną obecność.
Odkrycie siebie w kimś zaczyna się od spotkania ze swoją samotnością. W niej odnajdziesz też serce każdej istoty. I to jest nasza jedna, kosmiczna samotność, którą dzielimy wspólnie.