Kiedy doświadczamy braku satysfakcji, apatii, stale obecnego zmęczenia, smutku, frustracji, nieokreślonego rozdrażnienia, a nawet depresji – tak często wyobrażamy sobie, że musimy coś zrobić, zmienić, uzdrowić, przekroczyć, przetransformować, aby jakość naszego emocjonalnego doświadczania siebie zmieniła się na bardziej preferowany, wewnętrzny stan. I choć nie odnajdujemy w sobie sił na to, aby na prawdę coś zmienić, jakkolwiek mocno i usilnie możemy się starać – żyjemy w ciągłym przeświadczeniu, że “coś musi się zmienić!”. I nawet jeśli zewnętrznie jesteśmy stale zajęci natłokiem zmieniającego się pejzażu naszego życia, to wewnętrznie możemy czuć się nadal jakbyśmy żyli na martwej pustyni, gdzie tak na prawdę nie dzieje się nic.
I niekoniecznie musi to być równie dramatyczne jak powyższa ilustracja. Życie po prostu może wydawać się szare, pozornie znośne, a jednak tak na prawdę – wyblakłe, nijakie i bez iskry czegoś rzeczywistego.
Mówiąc krótko – nie spoczywając w poczuciu spełnienia, myślimy że musimy coś zmienić i coś zrobić, aby je sobie wypracować. Dla niektórych wyobrażenie dotyczy zewnętrznych okoliczności, dla innych może to być nieco wyższa dojrzałość, która jest intuicją tego, że spełnienie jest domeną wewnętrznej jasności. Jednak w obu przypadkach wyobrażamy sobie, że musimy “coś” zrobić.
Dlatego jesteśmy stale zajęci.
Dlatego płótno naszego doświadczenia jest stale zapełnione naszymi staraniami, które ostatecznie za każdym razem okazują się pozostawiać nas z tym samym poczuciem dojmującej pustki.
A każda chwila konfrontacji z jej chłodem napędza jeszcze mocniej ten sam mechanizm wyobrażania sobie, że musimy się mocniej starać, zrobić coś więcej, coś “wyższego”, coś bardziej szczególnego. Powoli, opadamy z sił. A kiedy mamy ich coraz mniej, myślimy że jest to wynikiem tego że “nie żyjemy pełnią siebie”, “nie spełniamy swojego potencjału”, “nie potrafimy zobaczyć czegoś jasno”, “nie wznieśliśmy się jeszcze dostatecznie w świadomości”, co nadal sprowadza się do tej samej myśli – “muszę coś zrobić”.
“Muszę coś zrobić!”
“Tak nie może być.”
Wiem że dla wielu z was, którzy czytają te słowa jest to coś oczywistego, jako opis psychologicznego mechanizmu świadomości ego, jednak odstawiając dosyć oczywiste i wyraziste przykłady takiego zachowania na bok, spójrzmy na to, jak dalece subtelnie może sięgać taki nawyk poszukiwania spełnienia. Możemy osiągnąć względny poziom balansu i harmonii i myśleć, że jesteśmy już poza tym egzystencjalnym poczuciem braku. Jednak tak często (i mówię w tym miejscu również o sobie samym) gdzieś w nas, gdzieś w głębi znajdują się ambicje, które zwyczajnie nie potrafią zaznać spokoju. I nie chodzi o to żeby się ich pozbyć, bo byłby to niemożliwy akt kastracji, ale w uważnym wysłuchaniu ich głosu i racji dostrzec czym tak właściwie są powodowane. Czy jest to spokój, który pragnie się wyrazić, czy – pomimo dobrych i szlachetnych intencji – jest to jakaś forma chęci udowodnienia sobie czegoś, oparta nadal na poczuciu nieadekwatności… ?
Daję teraz przykład celowania w coś wyższego, w chęci spełniania jakiegoś ideału, w stworzeniu czegoś wielkiego, czegoś, co pozornie wydawać się może wykroczeniem poza osobiste chęci i korzyści, kiedy pragniemy dać nasze serce światu. I właśnie poprzez szlachetną naturę naszej ambicji może to być trudne, aby przejrzeć dogłębnie motywacje powodujące nami, które mogą spoczywać nieuświadomione w głębiach naszej istoty. Bo jeśli mierzymy wysoko, to czy można w ogóle kwestionować czystość naszych motywów.. ? A jednak, bez głębszej refleksji i introspekcji możemy nadal odgrywać ten sam mechanizm bezskutecznych poszukiwań spełnienia i powoli wypalać się w procesie. Możemy pozornie jaśnieć w służbie naszych szlachetnych intencji, jednak wewnętrznie się spalać, nadal karmiąc głębokie poczucie nieadekwatności próbami “zabłyśnięcia”, z których nawet nie do końca na samym początku możemy zdawać sobie sprawę, jednak z czasem będą sabotować nasze starania. Jeśli nie jesteśmy absolutną pełnią i jednością w naszych działaniach i podejściu, to wszystko czego się dotkniemy będzie po pewnym czasie sabotowane przez tę część nas, która w tym wszystkim czuje się niewysłuchana i pominięta. W tym przykładzie jest to część nas, która może czuć się niewystarczająca i niegodna. Jeśli będziemy starać się ją pominąć, biegnąc na oślep ku naszemu wysokiemu “ideałowi” – prędzej czy później zatrzymamy się w miejscu, sparaliżowani jej wołaniem. I jeśli będziemy oceniać taki moment zasmucenia, albo (pozornej) niemocy jako słabość, to wówczas odmawiamy sobie w ten sposób cenną sposobność i możliwość integracji tej wypartej części nas, która czuje się onieśmielona rozmiarami naszego dążenia. Jeśli zachowamy się w takiej sytuacji jedynie jako wymagający rodzic, którego nie obchodzi to, że jego dziecko nie jest gotowe przeprowadzić się do innej rzeczywistości i który wymaga na siłę posłuszeństwa, odmawiając dziecku nawet prawa do wyrażenia swoich uczuć – będziemy czuć się wewnętrznie podzieleni. I ostatecznie – nie stworzymy niczego, z czego będziemy w stanie się cieszyć. I nawet jeśli osiągniemy nasz zamierzony cel, to nadal nie spoczniemy w poczuciu spełnienia.
Zawsze to tajemnicze, nieuchwytne “coś” będzie o krok przed nami.
Moment prawdziwego wzniesienia się w świadomości jest chwilą autentycznego zakwestionowania wszystkich starań, które nastawione są na >osiągnięcie< poczucia spełnienia. W pewnym momencie na cierpkiej drodze stałego zawiedzenia absolutnie wszystkim, pojawia się to proste, niewinne zrozumienie. Podzielę się nim teraz, jednak muszę tutaj zaznaczyć, że jego totalna prostota może być interpretowana jako zgrabny, chwytliwy duchowy slogan, który brzmi mądrze, ale wydaje się nie mieć bezpośredniej, pragmatycznej użyteczności. Jednak w ten sposób postrzega je jedynie ego, które – nawiasem – nie jest czymś złym, a jedynie tą częścią nas, która żyje iluzją spełnienia wynikającego z czegoś; zewnętrznych okoliczności, albo “wewnętrznych”, duchowych osiągnięć.
Prostota prawdy mówi:
.
“Spełnienie jest nieosiągalne.”
.
Zatrzymajmy się na moment z tymi słowami. Niech wybrzmiewają.
I jeśli dla jakiejś części nas takie stwierdzenie nosi na sobie odcień zawiedzenia, to dobrze – jest to moment w którym ego zaczyna rozumieć własną bezsilność, mięknąc w swoich roszczeniach, otwierając się na jedność z Duszą. Sam proces odczuwany może być jako uczucie zawiedzenia i pustki, gdyż ego traci wszystkie obiekty w których poszukiwałoby swojego spełnienia, lecz nie jest to nic niepożądanego, ale oznaka głębszej integracji ego w jedność z Duchem.
I choć możemy doświadczać takich odczuć, to pod ich warstwą obecne jest w nas przestrzenne, błogie doświadczenie ulgi, nawet jeśli niekoniecznie jesteśmy jej świadomi. Jest to rezonans Prawdy z Prawdą. Prawda którą jesteś rozpoznaje Siebie w tym, do czego odnoszą się te słowa:
“Spełnienie jest nieosiągalne.”
A jednak – istnieje!
Jeśli spełnienie nie dotyczy niczego, i z tego powodu nie można go osiągnąć poprzez starania, to czy może istnieć… ?
O tym przekonuje się jedynie ten, kto nigdy nie poszukiwał spełnienia. Ten, kto od zawsze był świadkiem wszystkich starań odnalezienia szczęścia w czymś, kimś, a nawet w oświeceniu.
To jest Boskie zawiedzenie, które jest pełne Siebie, w szczęściu własnego istnienia, w wiecznym Samadhi Rzeczywistości, którą jesteś niezmiennie TY.
I jeśli powyższe słowa rezonują, ale nadal wydają się być obce Twojemu doświadczeniu – ok, to dobrze, nie dzieje się nic złego. Jesteś w procesie rozluźniania się do Siebie, do Spełnienia którym jesteś. I jeśli po drodze doświadczasz zawiedzenia, smutku, apatii, niemocy i frustracji, to wiedz że jesteś na dobrej drodze ku miejscu, którego nigdy nie opuściłeś, ku jedności z Twoim Duchem, którym jesteś, ku Domu którego nigdy nie opuściłeś.
I ta część Ciebie, która może pytać w jaki sposób się w nim znaleźć i jak przyspieszyć tę zwariowaną podróż niech wie, że nie jest sama i kiedy szczerze, pokornie i z otwartością sięga ku Miłości Twojej Duszy, wówczas zbliża się ku Niej, i w tej bliskości wszystkie pytania z czasem, w Twoim własnym tempie, rozpływają się w słodycz nicości, w nagie Serce którym jesteś, w żywym spełnieniu którym jest jedność ego i Ducha.
Ego nie znika. Ego rozpływa się w jedność z Twoją Duszą, jako narzędzie wcielonej Boskości, którą jesteś, na tej Ziemi.
Jesteś Spełnieniem.
Nie jesteś tym, który poszukuje spełnienia. Jesteś Spełnieniem. Ten, który pożąda i szuka spełnienia robi to tak długo, jak długo czuje się oddzielny od Łaski Twojego Serca. Ta część Ciebie, która myśli że musi osiągnąć spełnienie nigdy nie znika w Sercu, ale uświadamia sobie jedność z Sercem. Fragment Ciebie uświadamia sobie że jest częścią Całości, którą jesteś.
Zawiedzenie nie jest Twoim wrogiem z którym musisz walczyć. Zawiedzenie i pustka jest tym, co wyzwala Cię od nigdy niezaspokojonego głodu spełnienia, które zawsze wydaje się być od ciebie odległe. Nie walcz, oddychaj i wiedz, że jesteś na dobrej drodze.
I kiedy budzimy się do Spełnienia, wówczas spontaniczność naszej twórczej natury może rozkwitać w kwiaty nieskończonych możliwości. Troska o ogród życia wynika z radości naszego istnienia, którym jest spełnienie niezależne od wszystkich okoliczności. Dlatego zaczyna poruszać nami ekscytacja, zamiast lęk stale niespełnionych prób dosięgnięcia szczęścia, poprzez manipulowanie otaczających nas rzeczy, miejsc, ludzi, a także – przede wszystkim – pogody naszych wewnętrznych stanów emocjonalnych.
Jesteś Spełnieniem, czy je odczuwasz, czy nie. Spełnienie nie jest uczuciem. A jednak, jest tak niezmiennie rzeczywiste jak Twoje Istnienie,
jak Ty.
Dziękuję Ci.
.