Prawda nie ma potrzeby nalegania na własne zdanie.
Prawda nie próbuje nikogo przekonywać o sobie.
Prawda nigdy nie walczy o własne racje, gdyż ich nie posiada, dlatego nie ma nawet z kim toczyć wojen.
.
To dosyć interesujące widzieć tę powszechną, ludzką tendencję do posiadania jakiegoś stanowiska, mające w sobie emocjonalny ładunek nalegań na własną rację. Niemal każdy gra w tę grę wymuszania i bronienia własnych przekonań. Nie każdy robi to zauważalnie wprost, ale niemal każdy jest nauczony i przysposabiany do tego typu szermierki. Nawet (albo szczególnie) w duchowych kręgach, kiedy jak na ironię zdarza się nam wchodzić w rolę “rycerzy” prawdy, korygując innych, albo tocząc ze sobą samym “pouczające” monologi, przywołując siebie samych na dywanik wewnętrznej krytyki w imię rzekomego samodoskonalenia.
Skąd te nalegania?
To zupełnie normalne, że możemy posiadać swoje zdanie na jakiś temat, lecz posiadanie zdania nie musi oznaczać, że będziemy próbować go bronić, albo wymuszać jego słuszność na innych. Posiadanie zdania, a udowadnianie jego prawdziwości, albo przekonywanie o nim innych to dwa, oddzielne światy. Dlaczego zatem tak bardzo zależy nam na wymuszaniu naszej racji?
Jeśli stoi za nami prawda, to dlaczego mielibyśmy jej bronić.. ?
W moim nadal krótkim życiu spotkałem może dosłownie kilka osób, które były wolne od tej wojny. Kiedy słyszę czyjeś słowa to niezwykle często wyczuwam pod nimi niewyrażony wprost, emocjonalny ładunek. To jest tak, jakby większość ludzi mówiła wiele, lecz nie wyrażała otwarcie i wprost tego co na prawdę ma w nich miejsce. Wyobraź sobie sytuację w której ktoś zamiast sprzedawania Ci swojego obrazu rzeczywistości powiedziałby, że nie czuje się doceniony i dlatego, że nie czuje się doceniony i ważny, posiada potrzebę wmawiania Ci, że “tak na prawdę jest tak i tak”, łudząc się na to, że wymuszając swoją percepcję na Tobie, poczuje się w ten sposób bardziej szanowany. Prawdopodobnie nigdy nie usłyszałeś czegoś podobnego 😉 I nie usłyszysz tego od ludzi chowających się w strukturze ego, bo to samo ego opiera się na bronieniu niewinnej szczerości przed jawnym otwarciem i wyrażeniem siebie.
Jeśli posłuchasz innych nieco uważniej, to zobaczysz że treść ich słów często odbiega od ich rzeczywistej postawy i prawdziwych, odczuwalnych motywów. Jednym z filarów niezdrowego ego jest właśnie ta kompulsywna potrzeba sprzedawania swojego obrazu świata innym. Niezintegrowane ego karmi się taką formą umacniania wyobrażenia o własnej słuszności, w którą cały czas podskórnie wątpi. I właśnie dlatego, że w nią wątpi, właśnie dlatego będzie stale szukać zewnętrznych form potwierdzania swoich racji, w zaklętym kręgu niemocy.
Widzisz, cała ta polityczna gra wymuszania swojego stanowiska ostatecznie opiera się niemal zawsze na tym samym — na potrzebie udowodnienia sobie szacunku i wartości. Jesteśmy w większości nadal dziećmi, które nie wyrosły ze swoich dziecinnych gier. I to jest ok, w takim miejscu znajduje się obecnie ewoluująca ludzkość. Czym w takim razie jest dojrzałość? Szczerością. Odwagą do bycia szczerym.
Kiedy odmawiamy sobie szczerości, jesteśmy zawsze uwikłani w jakąś formę manipulacji, która dotyczy albo innych ludzi, albo naszych własnych uczuć. W szczerości, w prawdziwej, dogłębnej szczerości odnajdujemy żywą, bezpośrednią komunię z prawdą, która nigdy nie ma potrzeby czegoś zmieniać na siłę, ani wymuszać czegokolwiek. Możemy posiadać swoje opinie, lecz jesteśmy wolni od nich. Nie trzymamy się ich kurczowo. I nawet więcej — jesteśmy żywo zainteresowani kiedy ktoś kwestionuje nasze postrzeganie. Ja sam uwielbiam się mylić. Uwielbiam, kiedy okazuje się że jest inaczej niż myślałem. Uwielbiam, kiedy życie przypomina mi o tym, że może mnie czymś zaskoczyć i pokazać nowy punkt widzenia. To bardzo nudne, aby żyć w iluzji tego, że wiemy już wszystko. To co interesuje mnie ponad wszystko to nie racja, lecz pewność. Lecz piękno prawdziwej pewności zawiera się właśnie w tym, że nie opiera się na niczym. Geniusz życia będzie zawsze kwestionować każde przekonanie, każdą “prawdę”, którą przyjęliśmy za prawdę. Każdą. Dlatego pewność nie opiera się na nich. Pewność jest otwartością w której nie ma w nas potrzeby trzymania się żadnej prawdy. I tym dla mnie jest Prawda z dużej litery. Nie jest to ani odrzucenie pewnych perspektyw, ani też kurczowe trzymanie się nich. Jest to coś, co znajduje się zawsze poza obiema dualnościami. Prawda.
Tylko Prawda nie ma potrzeby umacniania siebie, albo bronienia siebie. Tylko Prawda się nie narzuca. Tylko Prawda jest gotowa kwestionować absolutnie wszystko, nawet siebie samą.
Jestem zawsze nieco podejrzliwy za każdym razem, kiedy doświadczam jakiejś myśli, która posiada na sobie emocjonalny ładunek — zarówno we mnie, jak i w innych. Myśl, to znaczy pewne przekonanie, które mówi że “jest tak i tak”. Jeśli stoi za nią jakaś emocja, to jest to pewne, że dajemy jej wiarę. A jeśli tak jest, to zamykamy się w pewnej konkluzji. Wymieniamy otwartość Prawdy, na trzymanie się “prawdziwości” jakiejś myśli.
Żadna myśl nie jest ani prawdziwa, ani nieprawdziwa. Jest tylko perspektywą. Być może użyteczną w danym momencie, lecz tak na prawdę jest tylko neutralną perspektywą. I to co próbuję powiedzieć to to, że może zdarzać się nam mylić ją za prawdę, kiedy jest tylko tym — perspektywą.
Kiedy odpoczywamy w Prawdzie, która jest Otwartością Świadomości, mieszczącą w sobie wszystkie “prawdy”, wszystkie paradoksy, wszystkie perspektywy bez odgórnego osądzania żadnej z nich, pozwalamy sobie na otwartość Serca, witającego wszystko z bardzo szczególnego miejsca klarowności. Przede wszystkim nic nie jest naszym wrogiem. Nie ma znaczenia jakie ktoś posiada przekonania. Nie mamy potrzeby angażowania się w nie, nie mamy potrzeby przedstawiania naszych, nie musimy się z nikim zgadzać na wspólnej płaszczyźnie zrozumienia, aby widzieć w kimś piękno Boskiej iskry, oraz będąc otwartym na wysłuchanie tego, czym chce się z nami podzielić.
Na pewnym etapie przebudzenia wszystkie tendencje do poszukiwań zrozumienia na poziomie wspólnych przekonań zwyczajnie przestają istnieć. Nie ma znaczenia co ktoś myśli i co uważa. Ktoś może mieć totalnie inny obraz świata od Ciebie, i nie musi Cię to ani trochę powstrzymywać przed byciem zainteresowanym tą osobą, oraz przed dostrzeganiem jej piękna.
Lubię, kiedy ktoś się ze mną nie zgadza. Zawsze mnie to intryguje. I być może jest tak dlatego, że ja sam jestem gotów i otwarty na to, żeby nie zgadzać się sam ze sobą.
Czy oznacza to, że podkopuję w ten sposób zaufanie do siebie?
Nie. Przeciwnie — ten rodzaj otwartości wynika z zaufania, które nie opiera się na jakimś przekonaniu, myśli, albo wierze. Właśnie dlatego może być zaufaniem. Zaufanie opiera się na czymś bardziej pierwotnym od wiary. Czymś co wykracza poza zestaw przekonań. Czymś, co nie podlega dyskusji, gdyż wykracza poza poziom dyskusji.
Tak samo jak Prawda. Możemy o niej dyskutować, lecz jej domena znajduje się poza polem naszych dyskusji. Możemy dla rozrywki próbować o niej mówić, lecz nie powinniśmy mylić rozrywki z faktycznym, rzetelnym opisem, który może być co najwyżej właśnie tym — tylko opisem, abstrakcją, pojęciem.
Jest w nas Wolność, która nie ma potrzeby być rozumiana.
Jest w nas coś, co nie nalega na sprzedawanie komuś jakichkolwiek racji.
Jest w nas coś, co nie jest racją, ani jej brakiem.
Nie musimy odmawiać sobie własnego zdania, lecz możemy jednocześnie dostrzec, że jesteśmy od niego absolutnie wolni. I w tym — tej świadomości — możemy odnaleźć pewność, która nie wymaga tego, żeby ktokolwiek się z nami zgadzał.
Pewność nie zasadza się również w tym, że coś na pewno wiemy. Pewność wykracza poza potrzebę opierania się na wiedzy. Jakiejkolwiek. Jest w nas coś stałego, czy wydaje nam się że coś wiemy, czy nie. Jest w nas coś ciągłego. Poprzez doświadczenie pozornej wiedzy o czymś, albo jej braku, znajduje się w nas wymiar obecności, która nie wymaga żadnej wiedzy. To jest niezachwiana Pewność. Obecność tego, co znajduje się zarówno w obecności wiedzy, jak i jej braku. Pewność, która nie dotyczy czegoś, oraz nie opiera się na czymś, lecz istnieje sama z siebie i wynika sama z siebie. I nie ma to nic wspólnego z ignorancją i wąskim spojrzeniem, lecz jest tak na prawdę bezmiarem otwartości.
I Ty jesteś tym bezmiarem.
Ty jesteś tą Otwartością.
Jakkolwiek możesz to komentować, jeśli jest w Tobie obecny wewnętrzny głos polemiki. Jesteś Otwartością, która zawiera w sobie także i ten głos. Nic nie może jej zaprzeczyć. Wszystko potwierdza jej obecność.
Jest w Tobie coś, co zawsze jest tym czym jest, bez względu na zmienną zawartość przekonań obracających się wokół Twojego istnienia. Bez względu na każdą wojnę przekonań. Bez względu na to, czy ktoś zgadza się z Tobą, czy nie.
I być może ten “ktoś” nawet niekoniecznie musi być inną osobą, lecz krytycznym głosem w Twojej własnej głowie. Jest w Tobie coś, co autentycznie i bezgranicznie nie posiada najmniejszej potrzeby na udowadnianie czegokolwiek — zarówno przed kimś, jak i przed sobą. Jest w Tobie coś niewzruszonego poprzez każde z tych doświadczeń. Pewność. Prawda. Ty. Ty, w najgłębszym miejscu Ciebie.
Nikt nie musi się z Tobą zgadzać. Nawet ty sam.
To jest Wolność, którą Jesteś.
Nie musisz jej szukać. Jesteś Nią.
Nie musisz w nią wierzyć. Jesteś Nią.
Nie musisz się nią stawać. Jesteś Nią już teraz.
Nie musisz nic o niej wiedzieć. Jesteś Nią. Twoje Istnienie jest synonimem Wiedzy.
Jesteś tym czym jesteś
— Prawdą, Otwartością, Świadomością.
Świadomością, która nie ma się z kim sprzeczać, bo wszystko, oraz każdy, jest w esencji Jej Światłem.
Tym jesteś — Światłem Świadomości, która nie zna opozycji.
Jest w Tobie coś, co wie to wszystko.
Coś, co rozpoznaje w tym Prawdę.
I jest to sama Prawda, którą niezmiennie Jesteś.
Namaste 💜
Michał