Światło słońca zatrzymało mnie w miejscu. I jakkolwiek takie słowa powoli zaczynają brzmieć banalnie — rozpływałem się w błogości samej Obecności.
W jednej sekundzie odczułem proste zrozumienie, albo bardziej syntezę tego, co dojrzewa we mnie już od lat. Dlatego nie jest to jakiś świeży, absolutnie odkrywczy wgląd — ale właśnie o to chodzi. Ostatecznie nic nie jest “nowe”. Istnieje tylko przypominanie sobie o tym, co w głębi wiemy od zawsze.
Nie mamy żadnej kontroli nad życiem.
Kolejny duchowy kliché. Kto jednak na prawdę zgłębił to Prawo? Spotkałem wielu ludzi, którzy nauczyli się recytować zasłyszane mądrości, lecz niekoniecznie emanowali doświadczalnym, dogłębnym zrozumieniem w sercu. Dlatego możemy teraz wspólnie z tym usiąść i wgłębiać się w tę prawdę, jeśli przyciąga Cię jej grawitacja.
To życie żyje poprzez nas. I choć mamy wolność do tego, żeby snuć nasze własne plany w oparciu o nasze osobiste wyobrażenia tego, co będzie dla nas najlepsze — życie już ma dla nas plan, czy nam się to podoba, czy nie.
Wyobrażenie o tym, że nasza osobista wola jest oderwana od nurtu życia jest jedną z największych halucynacji. Nie mam tutaj na myśli zachcianek niedojrzałego ego, ale wolę naszego serca, Pragnienie naszej Duszy. To jest to kluczowe rozróżnienie, bez którego dzisiejsza medytacja nie rozjaśni naszego spojrzenia.
I dla czystej klarowności — kiedy piszę “osobista wola”, w moim własnym słowniku jest to jedność z wolą Ducha. Jest tak dlatego, że nie można oddzielić tego, co jest naprawdę, autentycznie osobiste, z naszą duchową Esencją. Jedno i drugie jest jednym. Takie słowa mogą wydawać się sprzeczne z niektórymi duchowymi naukami, które dla uproszczenia kategoryzują nasze osobiste doświadczenie, “osobę” z niedojrzałością ego, ale mój własny wgląd (z którym nie powinieneś się zgadzać! ;)) widzi naszą prawdziwą, autentyczną osobowość jako unikalny kolor naszej Duszy. Nasz prawdziwy charakter jest uosobieniem, wcieleniem i ekspresją jakości Ducha, którym jesteśmy.
Dlatego Twój prawdziwy charakter przejawia się jako zdrowe, zintegrowane z mądrością Duszy ego.
Niezdrowe, niedojrzałe ego jest w esencji głodem miłości, szacunku i rozpoznania, którego poszukuje bez skutku w innych ludziach, miejscach i sytuacjach. Poczucie bezpieczeństwa w oczach niezdrowego ego jest zawsze zależne od otaczających okoliczności, dlatego taka niedojrzała struktura ego jest zajęta stałym upewnianiem się, że “wszystko będzie ok”, według własnych kryteriów, które nigdy do końca nie zgadzają się z tym, co przynosi życie. Dlatego niezdrowe ego znajduje się w ciągłej dyskusji z rzeczywistością. Zawsze chce, aby było inaczej niż jest. Zawsze. Nawet, kiedy na chwilę dostaje to czego pragnie. Jest tak dlatego, że w braku obecności poszukiwań czegoś lepszego, w pełnym oddaniu się doświadczeniu tej chwili właśnie taką, jaka jest — rozluźnia się i integruje do Spokoju Duszy, a to w oczach ego jest czymś co kojarzy z własną śmiercią, dlatego będzie za wszelką cenę unikać zgody z prostotą i trzeźwością spotkania z tym co jest, zawsze zgłaszając słowa sprzeciwu, w niekończących się nigdy negocjacjach. Wszystko to w strachu przed wyobrażeniem śmierci.
Niezdrowe ego jest fundamentalną niezgodą z tym, co przynosi życie.
Lecz kiedy oglądamy spektakl naszego życia Okiem Ducha, wówczas nawet to co nam się nie podoba; jest straszne, przerażające i trudne — jest dobre. Jest dobre, bo jest okazją do demonstracji naszych najwyższych ideałów inherentnie obecnych w naszym nieustraszonym Sercu, a to – ten akt odwagi – sam w sobie odkrywa nas jako źródło bezpieczeństwa, sprawiedliwości i wsparcia, nawet jeśli to co nas spotyka może być okrutne i niesprawiedliwe.
Ego szuka komfortu, którego nigdy nie może odnaleźć. Dusza doświadcza życia jako niekończącej się lekcji odwagi i głębi miłości.
Wolą życia, która jest jednym z Wolą Ducha, bo Życie i Duch to to samo, jest przebudzenie w nas śpiącego aspektu ego do swojego potencjału jedności z mądrością Ducha. Dlatego życie w swojej najwyższej łasce przynosi nam lekcje i wyzwania nie po to, abyśmy byli przez nie pokonani, ale po to, aby dać nam możliwość odkrycia siebie do samych głębin naszej istoty i w tym odnaleźć Szczęście, niezależne od okoliczności.
Dlatego nawet jeśli coś jest “złe”, jest dobre.
Wszystko pomaga nam wspinać się na wierzchołek naszego Mistrzostwa.
I przy okazji — mamy pełne, absolutne prawo do tego, aby przyznać się w szczerości, że coś jest złe, trudne, okrutne, beznadziejne, chore, i w całości do bani. A także ***jowe. (Sorry, ale moja duchowa otoczka zobowiązuje do krzty poprawności ;)) Szczerość nigdy nas nie przygniecie do ziemi, a wręcz przeciwnie — jeśli damy jej pełne ramy wyrazu w świadomym kontekście głębokiego sensu obecnego we wszystkim co się wydarza — zbliży nas do naszych serc. Chcę, żebyś był prawdziwy i nie udawał duchowego zombie, który próbuje sobie wmówić, że coś jest “ok”, kiedy totalnie nic nie jest ok. Bądź szczery. I nawet nie powiem: “pamiętaj też o tym, że życie ciosa Cię na mistrza i zmusza Cię do pojednania się z własną mądrością”. Powiem raczej, że jest mi przykro, że jest Ci trudno.
I jeśli mówię coś o szczerości to sam będę szczery i podzielę się z Tobą interesującą obserwacją. Nie potrafię sprzedawać mądrości komuś, kto w danej chwili cierpi. Czasem zdarzyło mi się próbować, ale nie byłem wtedy głosem samej mądrości, tylko kimś, kto mówił coś z sensem. A to jest różnica kosmicznych rozmiarów. Zwykle w takich chwilach po prostu jestem albo przy kimś, albo jeśli sam doświadczam trudności — blisko samego siebie.
Blisko, to znaczy z otwartą wrażliwością, która jest w pełni obecna z danym uczuciem, bez żadnych prób ingerencji i manipulacji w jego naturę. Nie jest to jednak czysto bierna obecność. A jednak — nie posiada własnych, określonych celów, nastawionych na jakiś upatrzony z góry rezultat. Żadnych celów. A jednak, jest w pełni zaangażowana i obecna.
Nie serwuje żadnymi mądrościami. Jest obecna tam, gdzie ból wymaga jej obecności. Niczego nie tłumaczy, i nie stara się też “podnieść” na duchu uczucia, które ma pełną rację bytu, któremu jest wolno być takie, jakie jest. Tak długo jak tego potrzebuje. Nawet — i przede wszystkim — jeśli jest to niełatwe.
To jest to, co w tej chwili dla uproszczenia nazwałem bliskością i szczerą intymnością z tym, co jest w nas obecne.
I jest to coś, na co nigdy nie zaistnieje jakaś określona praktyka, albo program nauczania, czy jakiś weekendowy workshop (dżizaz, co za tępe określenie :)). Jest to coś, co przychodzi z czasem, co pogłębia się w obliczu kolejnych doświadczeń. Czuję się w jakiś specyficzny sposób poruszony, kiedy widzę, że ja na prawdę nie sprzedaję tutaj absolutnie niczego, żadnej “metody”, żadnego określonego sposobu radzenia sobie z trudnościami. Jest to coś tak bezgranicznie otwartego, a jednocześnie precyzyjnego, że nie da się tego zamknąć w jakąkolwiek formułę. To z tego powodu nie nazwałem tego kolejny raz “bezwarunkowym kochaniem siebie” i nie robię tego teraz. Dlatego, że nawet to może obrosnąć w mylne konotacje. To nie jest sposób na radzenie sobie z “problemami”, w próbach szukania ulgi od trudności. To jest gotowość do tego, aby być przetransformowanym poprzez nagie, otwarte spotkanie z każdym uczuciem, które pojawia się w nas w odpowiedzi na doświadczenia życia. To jest gotowość do tego, aby przeżyć każdy ból, każdą chwilę niewygody, każdą tęsknotę z otwartym sercem. To nie jest szukanie ulgi, która jest unikaniem konfrontacji z tym, co nie jest łatwe, ale gotowość do rzucenia się w same płomienie każdego z uczuć. I nie ma to nic wspólnego z zagubieniem się w uczuciach, w nieświadomym tonięciu w ich odmętach, ale ta sama gotowość do doświadczenia każdej emocji bez ucieczki, bez manipulacji, bez prób jej zmiany, jest światłem świadomości, która poprzez swoją obecność wnosi w bolesne miejsce ukojenie, klarowność, miękkość, uleczenie, i w końcu — transformację. To jest miłość. To jest to, co znaczy kochać to, co się pojawia.
I jest to dla mnie najwyższa przyjemność, jeśli masz w sobie bezpośrednią intuicję tego, o czym tak właściwie próbuję powiedzieć. Wiem, że masz. Nie wątp w nią. Daj się jej ująć za rękę. Niech Cię zabierze tam, gdzie potrzebujesz.
.
Ego, które jest odmową duchowej ewolucji; odmową tego, aby być odmienionym poprzez doświadczenia dane nam przez inteligencję życia, będzie zawsze próbować kontrolować to samo życie, które w swojej mądrości pragnie naszej najwyższej dojrzałości. Ego chce kontrolować życie, bo nie chce dojrzeć. Patrząc z własnego punktu widzenia widzi w każdym wyzwaniu swoją zgubę i będzie próbować krzyczeć, wierzgać, pluć i złorzeczyć wszystkiemu, co tylko nieznacznie może odebrać mu pozory komfortu. Możemy powiedzieć to jeszcze dosadniej i zobaczyć, że niezdrowe ego samo w sobie jest brakiem dojrzałości. Dlatego jeśli widzimy je tym, czym jest na prawdę, to naturalną odpowiedzią na nie jest zwyczajne współczucie. Bo tego właśnie wymaga, podobnie jak dziecko — serca, ale również jasnego kierunku i przewodnictwa. Dlatego patrzymy na siebie ze współczuciem w każdej chwili trudności, wiedząc również, że to czego doświadczamy jest okazją do dobycia w sobie odwagi, która jest gotowością do otwartego spotkania się z każdym uczuciem. Wówczas jesteśmy Sercem, które z własnej natury jest miłością dla wszystkiego, zamiast kimś, kto czuje się jedynie zagubiony, zły i smutny, widząc siebie jako ofiarę “złego losu”.
Los może być srogi, ale nigdy nie jest okrutny i zły.
Ta część nas, która pragnie kontroli, która chce aby było inaczej niż jest, która myśli, że życie nie konspiruje ku naszemu najwyższemu dobru, jest dokładnie tym aspektem nas, który zostanie przetransformowany i odmieniony poprzez serię kolejnych rozdziałów opowieści życia.
Are you ready?
Nie! 😉 Oo nie.
Nigdy nie jesteśmy gotowi dojrzeć. Nigdy nie chcemy dojrzeć. Nigdy nie chcemy się zmienić. Ale nie mamy wyboru. Jakkolwiek zatwardziały i stanowczy może być nasz opór — nigdy nie wygramy z wiecznością. Życie ma nieskończenie wiele czasu. Jest samo w sobie Cierpliwością. Ale dzisiaj jesteśmy tutaj i z jakiegoś dosyć tajemniczego powodu spotykamy się razem, przypominając sobie to, że…
Psst!
Ej!
Nie uwierzysz…
“No co?”
Czek dis ałt: Życie jest po Twojej stronie! Wiedziałeś?
“Lizałeś jakieś podejrzane znaczki?”
Nie! To wszystko co się wydarza w Twoim życiu służy tylko jednemu celowi — żeby wynieść na powierzchnię Twojej świadomości każdy ból i słabość Twojego charakteru, abyś w konfrontacji z tymi wyzwaniami odnalazł w końcu w sobie siłę i emocjonalną opokę, integrując swoje ego z mądrością Twojej Duszy!
“Ok… Ile było tych kwasików, co?”
Życie jest najlepszym kwasem! Biorę go!
“Stary… Zabawny nawet jesteś, ale nie jestem w nastroju…”
Świetnie! Bardzo dobrze, bardzo dobrze. Uszanuję teraz Ciebie i pójdę tam, gdzie będę mógł się zatroszczyć o siebie i swoje potrzeby.
“Nie, nie przeszkadzasz mi, tylko nie bardzo Cię rozumiem.”
A chcesz?
“Oczywiście, ale widzisz… Czuję się niezręcznie w obecności tego czym emanujesz, bo dla treści mojej podświadomości jest to coś nieznanego, dlatego doświadczam Twojego zaproszenia jako coś dziwnego, obcego, a przez to niewygodnego. Musisz dać mi trochę przestrzeni i oswajać mnie kroczek po kroczku. Inaczej postrzegam Cię jako wrogą inwazję.”
🙂
Anyway, you get the point.
Nie ma nic złego w próbach ułożenia sobie życia. Powinniśmy aspirować do dobrego życia we wszystkich możliwych aspektach. Po to tu jesteśmy. Jednak jeśli coś nie idzie po naszej myśli, to nie jest to dowód na to, że życie z własnej złośliwości kładzie nam kłody pod nogi. Jeśli nosimy w sobie głęboki ból zapisany w pamięci komórkowej, albo jako głębszy imprint akaszy, jako nieuleczone traumy z innych wcieleń — dobroć życia może konfrontować nas raz po raz z sytuacjami, które ożywiają dawne rany. Nie po to, żeby nas bolały dla samego bólu, ale po to, abyśmy byli dla nich cierpliwością, miękkością, i głębią miłości której jeszcze nie zaznały.
A to może uczynić jedynie rodząca się w nas dojrzałość.
Życie leczy naszą istotę do pełni naszego potencjału. Ego jest tą częścią nas, która w swojej naiwności i krótkowzroczności nie chce współpracować z lekarzem, albo jeśli wolisz – szamanem, którym jest sam Wszechświat. Jednak kiedy aktem odwagi otwieramy się na wizję naszego Serca, które spogląda na zagubione ego z zawsze obecnym współczuciem i nigdy nie gasnącą miłością bez granic — dajemy możliwość naszemu ego, aby we własnym tempie przyjęło zaproszenie serca, integrując się z nim w świętą jedność i komunię, stając się wcieleniem naszej Duszy.
I jako Dusza, która jest jednym z Życiem — jesteśmy Wolą Życia. To, co pragnie w nas władzy nad losem, pożądając tego zwodniczego pierścienia władzy jest tą częścią nas, która nie odnalazła jeszcze jedności ze swoim niebiańskim Rodzicem — Tobą, Światłem Świadomości, którym jesteś w esencji.
Nie ma nic złego w dobywaniu naszej woli. Pytanie tylko, czy jej źródło znajduje się w poczuciu braku, czy wypływa z nas spontanicznie, jako naturalne następstwo radości odnalezionej Pełni w nas samych.
.
.
kończąc i zamykając — nie chcę, abyś odniósł wrażenie, że przemawiam do Ciebie z odległości, z wysoka, albo z jakiejś dziwnej, facebookowej ambony. Tak na prawdę nie różnimy się od siebie jakoś przesadnie. To, że dzielę się tymi wszystkimi słowami nie oznacza, że jestem nienagannym przykładem doskonałego człowieka. Mam wiele, wiele słabości. Przeróżnych. Piszę, mówię i dzielę się tym wszystkim nie dlatego, że jestem mistrzem życia, ale dlatego że się nim staję, tak samo jak Ty. I jestem tego świadom. I prawda jest taka, że ta podróż ewolucji nigdy nie będzie mieć końca. Nigdy. Ni – gdy. Nigdy.
Znam moje istnienie jako Doskonałość obecną od zawsze, jednak jako człowiek będę bez końca sięgał nigdy niedosięgłego szczytu możliwości perfekcji.
Jesteśmy w tym wszyscy razem. Wszyscy.
Jak mogę krzyknąć donośnie, lecz cicho tak głęboko, że przemówię do Ciebie aż tak nieskończenie blisko? Mogę tylko próbować. I pragnąć tego, że usłyszysz swój własny Głos.
Zasługujesz w całej, całej dogłębnej obfitości na własną Miłość, którą jesteś.
Kocham Cię i chcę, abyś Ty kochał, kochała siebie mocniej, niż jesteś w stanie to znieść.
I kiedy piszę takie słowa… Kiedy w końcu korzystam z okazji, aby powiedzieć coś na prawdę z sensem, czuję się tak, jakby to było moje ostatnie słowo. Stoi za mną śmierć, kiedy mówię, że Cię kocham. Kiedy na prawdę to mówię.
Chcę, aby zależało Ci na sobie mocniej, niż do tego przywykłeś.
.
Michał