Nie możesz zrobić niczego złego, w oczach życia.
Nie masz nawet możliwości, aby zrobić coś nieodpowiedniego. Cała pretensja wewnętrznego krytyka o najwyższą słuszność własnych ocen jest grą halucynacji i wyobraźni, podobnie jak “byt” samego krytyka.
Oko Wszechświata, którym jest jedna Świadomość, spoglądająca na Ciebie, poprzez Twoje spojrzenie, oraz poprzez spojrzenie każdej istoty, w swoim pierwotnym stanie czystej świadomości nie widzi ani dobra, ani zła.
Bóg nigdy nie wiedział o czymś takim jak grzech, czy pomyłka.
Cała kategoryzacja i oceny tego, co jest “odpowiednie” i “nieodpowiednie” została arbitralnie wymyślona poprzez umysł, który na pewnym stadium ewolucji potrzebował jasnych, określonych struktur, aby nadać sens i porządek naszemu ludzkiemu doświadczeniu.
Był czas, w którym nasza cywilizacja potrzebowała wpajanych praw moralnych (co nadal jest dosyć delikatną, dyskusyjną kwestią). I tak jest do dzisiaj, jednak dla wielu z nas jest to przestarzały, absolutnie nieaktualny model. Większość z nas nie zachowuje się jak zwierzęta, na których trzeba wymuszać moralność. Większość z nas urodziło się z tym podstawowym, instynktownym zmysłem naturalnej moralności, o której nawet nie trzeba mówić. Jest naszym żywym doświadczeniem, jako istoty o otwartych sercach.
A jednak to właśnie my, będąc otwarci i wrażliwi posiadamy nierzadko najsilniejszą tendencję do bycia krytycznymi, przede wszystkim względem siebie samych.
I oczywiście, na relatywnym poziomie istnieje coś takiego jak “dobro” i “zło”, które jest dosyć naturalnym stwierdzeniem wynikającym z obiektywnej obserwacji tego, co jest harmonijne, a co nie jest harmonijne. Dlatego na przykład trucie własnego ciała nikotyną jest czymś obiektywnie “złym”. Jest to wynik samej, neutralnej obserwacji, a nie krytyki. Jest to zwyczajne stwierdzenie obiektywnej prawdy. To nie jest zdrowe — to nie jest harmonijne — aby zatruwać swój organizm. Jednak stwierdzenie obiektywnej prawdy, a krytyka która posiada dosyć silny, emocjonalny ładunek za którym stoi jakiś osąd jest tutaj ogromną różnicą.
I właśnie o tym dzisiaj mówię do Ciebie.
Osąd jest halucynacją umysłu, który czując się odległy od serca, szuka we własnej, wymyślonej moralności poczucia słuszności, która jest dla niego substytutem kochającej uwagi.
Czy to nie interesujące, aby tak właściwie zapytać na świeżo jaka jest użyteczność krytyki, która jest osądem? Dlaczego właściwie to robimy? I raz jeszcze — neutralne, obiektywne stwierdzenie czegoś zdrowego, albo niezdrowego nie jest osądem. Jeśli krzykniemy na dziecko mówiąc, że nie powinno dotykać rozgrzanego żelazka, to nie jest to krytyka zachowania dziecka, tylko głos troski.
Dlaczego uruchamiamy w sobie ten czysto psychologiczny mechanizm kategoryzowania i oceniania, który nie posiada już żadnej, obiektywnej użyteczności?
Dlaczego tak właściwie krytykujemy siebie, albo innych?
Co takiego strasznego miałoby się stać, gdybyśmy byli dla siebie dzisiaj zupełnie łagodni, nie oceniając siebie w żaden sposób?
Możemy nadal być wymagający, jednak nasze aspiracje nie muszą posiadać korzenia w poczuciu nieadekwatności, którą będziemy próbować czymś “naprawić”. Aspiracje i zdrowa dyscyplina jest jakościami serca, które angażuje się w podekscytowaniu grą życia. Dyscyplina nie musi mieć na sobie ani cienia krytyki. Może być samą radością.
Co złego miałoby się stać, gdybyś tego dnia podarował sobie absolutne wakacje od wszystkich osądów?
Jaka jest jakość Twojego doświadczenia, jeśli nie istnieje żaden słuszny powód do tego, aby krytykować coś i oceniać, zarówno w sobie, jak i w innych… ?
Jedyną “słusznością” krytyki, jest tylko jej czysto arbitralna, wyobrażona podstawa, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Jedyną “słusznością” krytyki jest tylko zestaw wyobrażonej “moralności” samego ego, które samo narzuca sobie własne zasady. Ego jest zarówno rolą krytyka, który sam wymyśla sobie własne prawa, jak również rolą ofiary, która “robi coś nie tak”. Ta cała, dosyć groteskowa zabawa w chowanego samego przed sobą jest czymś absolutnie zbędnym. Sami stwarzamy sobie zarówno krytyka, jak i krytykowaną ofiarę. Robimy to we własnej wyobraźni, udając przed sobą, że to wszystko jest absolutnie rzeczywiste.
Krytyk i ofiara jest tylko wyobrażeniem w naszych głowach.
Dlaczego w takim razie sobie to robimy? Dlaczego stwarzamy sobie karzącego “pana” i ukorzonego “poddanego”?
I tutaj wracamy do wcześniejszego stwierdzenia — cały ten psychologiczny mechanizm krytyka i krytykowanego jest narzędziem ego, które służy poszukiwaniom kochającej uwagi. Kochającej uwagi, której oczywiście nigdy nie może doświadczyć w ten sposób. Zamiast niej ego zadowala się jej substytutem, którym jest negatywny rodzaj uwagi, w formie oceny. To jest trochę tak jak z dzieckiem, które szuka uwagi i rozpoznania swoich rówieśników, lecz nie potrafiąc zrobić tego w pozytywny, twórczy, zabawny i konstruktywny sposób, będzie dokuczać innym i naśmiewać się z nich. I nawet jeśli inne dzieci znienawidzą je i będą w odpowiedzi dla niego niemiłe, to takie dziecko będzie się karmić ich uwagą. Podobnie jest w przypadku, kiedy inne dzieci czują się zaszczute i onieśmielone jego zachowaniem. Ono nadal otrzymuje ich uwagę, nadal angażuje się z nimi w pewną relację, nawet jeśli nie jest zdrowa.
Podobnie jest z ego — ego jest mechanizmem poszukiwań uwagi, której nie potrafi sobie okazać, ani prawdziwie przyjąć. Dlatego negatywne ego zamknięte jest w kole wiecznych >poszukiwań< uwagi, poszukiwań miłości.
I nie ma w tym nic złego.. 🙂
Chodzi tylko o to, aby to dostrzec. Bo jeśli prawdziwie to widzimy okiem naszego serca, które znajduje się poza tą całą grą, wówczas spoglądamy świadomym okiem na ten cały, psychologiczny dynamizm krytyka i krytykowanego. A kiedy patrzymy na coś okiem świadomości, poprzez warstwy uwarunkowań ego, pozwalamy wówczas, aby światło świadomości zaczęło transformować te negatywne wzorce na powrót w klarowność jedności umysłu i serca.
“Ok, właśnie kolejny raz krytykuję siebie za to, że wstałem późno i angażuję się w te zupełnie niekonstruktywne czynności. Zjadłem za dużo glutenu, spędziłem za dużo czasu na facebooku, a potem czułem się taki pusty oglądając te bzdury, że sięgnąłem po małego skręta. A potem czułem się gdzieś taki pusty, że wolałem się przespać. Ale czując się taki jakiś głodny sam nie wiem czego, zadzwoniłem do mojej dziewczyny, w nadziei na coś. A potem powiedziałem kolejny raz te głupie słowa i ona pierwsza się rozłączyła, jak zwykle… A potem byłem taki wkurwiony, że poszedłem na miasto po piwo. A potem znowu zacząłem przeglądać facebooka i zobaczyłem post tego Michała. I zacząłem czytać o dziwnej naturze krytyki, która wymierzona jest właściwie w siebie samą. I znowu przypomniałem sobie jak beznadziejnie się zachowałem, dzwoniąc do niej. I odłożyłem telefon, bo ten Michał to mało jednak wie o życiu. Jestem ofiarą losu – powiedziałem do siebie, i popiłem kolejnym browcem. Ale coś nie dawało mi spokoju… Po kilku dniach znowu powróciłem do tekstu Michała. I na moment spróbowałem zawiesić swoje osądy. I nie wyszło mi to wcale. Stwierdziłem, że najwyraźniej albo coś ze mną jest nie tak, albo ten Michał to jednak mało wie o życiu. Ale potem jakaś iskra olśnienia rozbłysła przede mną nieoczekiwanie… To było wtedy, kiedy pod koniec zacząłem czytać o tym kolesiu, co zjadł za dużo glutenu i zje*** sobie cały dzień. Opowieść w końcu przyjmuje nowy tor, kiedy zachęcony tekstem zaczął być ok z tym, że jest w nim obecny taki nawyk samo-krytyki. Nie próbował już dłużej krytykować siebie za to, że krytykuje. Nie próbował już dłużej w żaden sposób kontrolować tego dynamizmu krytyki, która wynika z głębokiej potrzeby rozpoznania i miłości. Zamiast tego, zaczął okazywać sobie miłość w formie braku walki ze swoimi negatywnymi wzorcami ego. Przestał je oceniać. Zaczął zaprzyjaźniać się ze swoim ego, dostrzegając jego prawdziwe motywy i intencje, które wcale nie są negatywne i złe. Wynikają jedynie z potrzeby miłości, której nie potrafi sobie ani okazać, ani przyjąć. Bo tym właśnie jest umysł, który czuje się odległy i oddzielny od serca — poczuciem braku miłości. I zobaczyłem wówczas wszystko wyraźniej… Umysł gra w te gry krytyka i krytykowanego, gdyż w poczuciu separacji szuka uwagi, która nadal posiada negatywną naturę, bo z miejsca separacji obawia się ponownej komunii z sercem. No tak, ego szuka miłości, ale boi się jej przyjąć… Dlatego zacząłem odnosić się z miłością do tego mechanizmu niemożliwych poszukiwań. I coś z czasem zaczęło się zmieniać. Sam nie wiem jak to opisać. To jest jakby proces akceptacji siebie, lecz bez pojęcia “akceptowania” jako jakiegoś aktywnego działania. Zamiast jakiejkolwiek duchowej “pracy” istnieje jedynie wnikliwe oko miłości, która rozumie, że każdy negatywny wzorzec jest miejscem, które nie wie jeszcze jak się na nią otworzyć, w obawie przed tym otwarciem. Odetchnąłem głębiej, kiedy zacząłem widzieć, że nie jest to miłość, którą okazuję, ale miłość, którą JESTEM. Dlatego wszystko ostatecznie sprowadza się do otwarcia się na Jej obecność. A kiedy jakaś część mnie nie wie jak się na nią otworzyć, albo obawia się z różnych powodów na nią otworzyć, wówczas widzę, jak nieskończenie cierpliwa, czuła i nienarzucająca się jest Jej obecność. I sama jej świadomość transformuje we mnie wszystko, z czasem. Nie muszę niczego robić. Wystarczy otwartość na Jej alchemiczną obecność. A jeśli coś we mnie nie potrafi się na Nią otworzyć… Ona jest miłością dla tej części mnie.”
.
Nie zrobiłeś nigdy niczego złego.
Nie istnieje nic takiego jak “błąd”.
Nie istnieją “głupie” decyzje.
Jest tylko ciągła,
stała,
nieskończona trajektoria bycia pochłanianym przez Miłość, która jest Twoją najbardziej pierwotną naturą.
Oddajesz się Sobie. Nie znikasz. Stajesz się bardziej Sobą.
I kiedy pojęcia “dobra” i “zła” roztapiają się spontanicznie w nicość, wraz z rosnącą niemożliwością zawrócenia ze ścieżki Serca, która jest jedyną ścieżką jaka istnieje — odnajdujesz siebie jako wieczną tożsamość Serca, które nigdy nie widziało w Tobie niczego złego.
Jesteś najwyższym darem dla siebie. Cała gra życia jest sztuką odpakowywania tego największego prezentu, jaki możesz sobie podarować — Twoje własne Istnienie.
Jesteśmy wszech — bezgranicznie kochani Miłością, którą jesteśmy. Nawet, kiedy jej nie czujemy. Nawet, kiedy nie wiemy gdzie się podziała. Nawet, kiedy wątpimy w jej obecność.
Tym jesteś. Cokolwiek Twój piękny umysł może o tym myśleć i jakkolwiek może to oceniać.
Tym jesteś.
.